poniedziałek, 24 listopada 2014

Warto obejrzeć Igrzyska śmierci

Poniedziałek wieczór - doskonały czas, aby uzupełnić brakujące notatki, napisać kilka stron pracy magisterskiej, o które tak bardzo upomina się moja promotor.
Ale zanim to zrobię napiszę, czym żyję.

W piątek po zajęciach poszłam ze znajomymi do kina. W zasadzie to koleżanka zaprosiła nas na jej ulubiony film "Igrzyska śmierci". Sama przeczytała książkę, film obejrzała parę razy i nadal miała ochotę na to iść do kina. Hmm, więc musi być ciekawe - pomyślałam i poszłam w ciemno bez czytania recenzji filmu.





Był to maraton. Siedzieliśmy tam od 23 do 5.30.
Usiadłam w fotelu i zastanawiałam się, czy mi film się w ogóle spodoba, czy nie usnę, czy będę mogła patrzeć na te brutalne sceny morderstw na arenie.

Na szczęście - film mi się spodobał, ani razu nie chciało mi się spać. Co prawda zaczęłam ziewać około 4tej, ale to z powodu zmęczenia. A te sceny... Zamykałam oczy i czekałam, aż ta tętniąca i głośna muzyka minie, po czym otwierałam oczy. :P

Nie wiem, czy oglądałaś ten film, więc wolę nie wyjawiać szczegółów. W przeciwnym razie oglądanie traci ten smak i mniej pociąga. Ale powiem, że nie mogę się doczekać czwartej części! Jestem ciekawa jak potoczy się wątek miłosny głównej bohaterki. Bardzo przypadła mi do gustu postać Peeta'y (ale nie w pierwszym odcinku! dopiero w drugim :P po metamorfozie i zmianie osobowości ) i nie chciałabym aby skończył jak wariat. Dlaczego jak wariat? Tego dowiesz się w trzecim odcinku.


O co chodzi w tym filmie?
Państwo Panem dzieli się na kilka regionów. W 12 regionach (tak zwanych Dystryktach) mieszkają ludzie, którzy muszą ciężko pracować każdego dnia, polować, aby nie umrzeć z głodu, warunki normalnie sięgają średniowiecza. Setki kilometrów od tych regionów znajduje się siedziba władz i tam żyje cywilizacja, przepych, technologia.



W podziękowaniu za "wolność" każdy Dystrykt musi złożyć ofiarę. Co roku władze organizują turniej pod nazwą Igrzysk Głodowych. W igrzyskach bierze udział wylosowana para z każdego Dystryktu. Niestety, takie igrzyska przeżyje tylko jedna osoba...





 Dystrykt 12. Losowanie uczestniczki turnieju. Los wskazuje na młodziutką Prim. Jej starsza siostra zgłasza się na ochotnika ratując życie Prim.




To jest pierwsze 10 minut filmu pierwszego odcinka.

Film zaciekawił mnie z różnych aspektów. Do tej pory rozkminiam jeszcze siłę rewolucji, niesprawiedliwość władz, ich zabawę ludzkim życiem na arenie, w ogóle tworząc takie getta! Wątek fajnie pociągnięty w każdym z 3 odcinków.
Do tego urzekł mnie wątek miłosny - nie jest tak przewidywalny, jak z góry zakładałam.

Najwięcej o tytułowych igrzyskach jest w pierwszej części. W trzeciej części już takowych igrzysk nie ma, jest bardziej o .... Sama się przekonaj :)

Dodam tylko, że wygrana w takim państwie, podczas takiego turnieju wcale nie oznacza szczęścia, spokoju i satysfakcji...



Przed tym, jak ukaże się czwarta część, postanawiam obejrzeć jeszcze raz te 3 odcinki. Warto! :)
Pozdrawiam i zachęcam do obejrzenia "Igrzysk śmierci" :)

Chętnie przeczytam, co na Tobie zrobiło wrażenie, który wątek szczególnie zapadł w pamięć.


(Źródła: http://www.filmweb.pl/film/Igrzyska+%C5%9Bmierci-2012-504776, galeria z http://www.gofilm.pl/wideo,103,Igrzyska-smierci.html )

środa, 19 listopada 2014

Środa, czyli wykłady...

Mamy środę, a więc kolejny wykład językoznawczy za mną. Przeżyłam! Ale jak długo to jeszcze będę musiała znosić? Może wypadną jakieś zajęcia z powodu święta, wyjazdu pani profesor, a może wydarzy się jakiś cud?
Nie wiem jak na innych uczelniach jest prowadzony taki wykład, ale u mnie wygląda to tak beznadziejnie i nudno... W sumie są to chyba ćwiczenia. Aktywność, prace domowe i te sprawy.



W czasie każdych zajęć nie potrafię się skupić na omawianym temacie, bo zastanawiam się, po co w ogóle to robimy. Nikogo z grupy to nie jara. Nikt za bardzo się nie kwapi, aby pisać na ten temat pracę magisterską. A te zajęcia nie mają narzuconego programu. Realizujemy to, co prowadzącej się podoba, co jej wpadnie w ręce.
Więc mój bunt tylko narasta.
Dzisiaj omawialiśmy lingwistyczne pojęcie tekstu. Wyobrażasz to sobie? A po co mi to? Nie znalazłam ani jednego argumentu, który by mnie zachęcił do zrozumienia tematu.

Jeśli jakiś człowiek miał potrzebę tworzenia teorii tekstu, niech se tworzy. Jeśli takie dywagację i filozofowanie, czym jest tekst, a czym jest nie-tekst są dla pewnych ludzi naprawdę interesujące, niech sobie piszą te prace powiedzmy naukowe i niech uważają się za wielkich.
Ale... Ja się tym nie interesuję.

W ogóle, jak nazwać ich zawód? Wielki myśliciel?
Hydraulik, mechanik, który naprawia to, co zepsute, a potrzebne światu - to są dopiero wielkie, przydatne zawody.

W ogóle to po co im było marnować czas i dumać, czym jest tekst? No a potem to odkrycie podważać?! A w przyszłości studenci muszą to omawiać i mówić własnymi słowami o wnioskach wielkiego odkrywcy. Ludzie....


Co robić, gdy jest się z góry przez system zmuszanym do robienia czegoś, czego się nie chce. Do czegoś, co jest totalnie bez sensu. Wiem, że jest tak w wielu miejscach, nie tylko w szkole, i czasem nie da się nic zrobić.
Pozostaje mi tylko zacisnąć zęby i jakoś to przejść. Te uczucie marnowania czasu jest chyba najgorsze.

***


Ale przynajmniej wieczorek spędziłam miło :)
Koleżanka ćwiczy swoje umiejętności w malowaniu paznokci. Dałam jej swoje paznokcie, niech dziewczyna rozwija swój talent :) Zrobiła mi tzw. hombre. Wyszło jej naprawdę ładnie jak na początkującą. Zdjęcie może dołączę jutro.

A tymczasem, pozdrawiam!


(Źródło: http://demotywatory.pl/99858/Szkola-nie-zawsze-musi-byc-nudna)

poniedziałek, 17 listopada 2014

Słodycze i ich wpływ na mnie

Każdy człowiek mniej więcej wie, czego powinno się jeść najwięcej, a czego unikać. Od dziecka słyszało się, że najpierw zupka, potem czekoladka. Hm, czyli już zakodowane mamy, że to, co zakazane, smakuje najlepiej :) Ale co innego zrobisz, gdy ochota na słodycze jest tak silna?
Poszperasz w szafce i znajdziesz to, co Cię interesuje. Albo pobiegniesz do osiedlowego.

Słodycze z mojej szafki, które aż krzyczą do mnie :P Chyba rurki najbardziej...


Skutki jedzenia słodyczy w zbyt dużych ilościach
No tak. Takie kolorowe foto słodyczy już pobudza apetyt. Jak na jeden raz to stanowczo za dużo. Może zemdlić niejednego cukrzyka.
Gdy w dzieciństwie chorowałam na anemię, nie mogłam jeść ich dużo. Tak samo słabo i strasznie źle czułam się rok temu. Lekarz twierdził, że ich nadmiar pozbawia mnie ważnych pierwiastków i witamin. Aby skończyć z ciągłą chęcią snu, osłabieniem mięśni, zmęczeniem i. in. potrzebowałam niacyny. Niacyna niestety nigdy się nie gromadzi w organizmie w nadmiarze - jest jej albo w sam raz, albo za mało. W przypadku, gdy jadłam dużo słodyczy, mój poziom niacyny spadał i niestety nieświadomie sama sobie fundowałam słabe samopoczucie przez wiele miesięcy.

Byłam zmęczona, to mówiłam sobie, że baton postawi mnie na nogi. Nie miałam humoru, to chętnie zjadałam czekoladki, bo w babskich filmach tak właśnie postępują kobiety. Wiecznie słodycze. A czy było mi po nich lepiej? Domyśl się.

Dlatego bardzo trzeba z nimi uważać. Zrób to dla samej siebie :)

Teraz już nie mam nałogu jedzenia słodyczy. Po prostu miewam takie dni w miesiącu, kiedy bardzo mi się chce czegoś słodkiego, wtedy nawet posiłki jadam słodkie (np. twarożek z cukrem i odrobiną mleka i gotuję do tego makaron). Ale to jest przecież normalne.


Co powinno się jeść?
Każdy kiedyś uczył się piramidy żywnościowej. Tak, tak, było kiedyś w szkole.
Podstawą takiej piramidy są makarony, pieczywo, ryże, kasze. Tego wedle piramidy powinniśmy jeść jak najwięcej. Nasz organizm potrzebuje również dużych ilości warzyw i owoców. Dzięki nim zdobywamy lepszą odporność, nasze wyniki w badaniu krwi są w porządku, a więc czujemy się zdrowi, a nie osłabieni i przemęczeni. Bez produktów mięsnych na dłuższą metę nie da się obejść. Mięsko = siła, rybka = koncentracja.  
Sam szpic piramidy reprezentują słodycze. Nasze kochane słodycze. Ich oraz tłuszczy powinno się spożywać jak najmniej. Więc jeśli codziennie zjadasz coś smażonego, to uwaga. Po coś w sumie mamy w domu piekarnik ;)

I teraz to samo w wersji obrazkowej:




Oczywiście nie oznacza to, że nie wolno jeść słodyczy ;) Można, wręcz czasem trzeba uzupełnić sobie cukier i można to zrobić zjadając właśnie kostki czekolady.
Ale słodycze nie mogą wykluczyć jakiegoś posiłku, tzn. jeśli przez to, że zjesz dwa batony odpuszczasz sobie część obiadu, to nie o to właśnie chodzi.

A co jeśli mam dietę a ochota na słodycze jest zbyt silna?
Jest dobra wiadomość :) Jeśli masz pragnienie zjedzenia czegoś słodkiego, to wystarczy zjeść jakiś owoc. Np. zjedz słodką pomarańczę, brzoskwinię lub jabłko i od razu umyj zęby. Owoc "poinformuje" Twój organizm, że zdobył cukier, więc łaknienie powinno po chwili ustać. A sam fakt, że zęby są umyte, powoduje zmniejszenie łaknienia u wielu ludzi, na szczęście u mnie również. Ten efekt potęguje zastosowanie po myciu zębów płynu do jamy ustnej - wtedy czuję świeżość jeszcze bardziej i na kilka godzin mam spokój z myśleniem o jedzeniu ;)

Rodzaje głodów.
Zauważmy też, że mamy do czynienia z dwoma rodzajami głodu (a przynajmniej ja takie znam).
Pierwszy, głód fizyczny, to jest głód normalny, gdy dawno nie jedliśmy i np. burczy nam w brzuchu i potrzebujemy pokarmu. Wtedy rzeczą naturalna jest fakt, że powinniśmy coś zjeść.

Drugi, czyli głód emocjonalny. Ten jest głodem zmyślonym. Zilustruję to sytuacją:
jesteśmy najedzeni. Idziemy po coś do kuchni i pojawia się myśl: a może by się coś zjadło? Albo ktoś je czekoladę. Pachnie. Wygląda apetycznie, więc: chcę i ja. Albo jem chipsy i po połowie paczki stwierdzam, że mi dość, ale jem nadal, bo chcę.
Głód emocjonalny powstaje w naszym umyśle. Więc tu raczej mycie zębów nie pomoże. Po prostu musisz sobie wystawić na pierwszy plan cele i opanować swoje emocje :)

Tak widzę sprawę ze słodyczami. Piszę właśnie teraz ten post, bo znowu zaczynam je jeść bez opamiętania. Dziś rano już zjadłam ich sporo omijając posiłki... Historia się powtarza...
Pisząc, chcę sobie przypomnieć, jak to źle się czułam rok temu, jak ciężko było mi wejść na 2 piętro na uniwerku (sapałam, jakbym nigdy sportu nie uprawiała), jak nie mogłam się skupić dosłownie na niczym i te bóle brzucha... 
Ale... Słodycze nie są złem.
Jednak gdy stają się nałogiem... Należy po prostu zjeść coś pożywnego, zwalczyć głód emocjonalny i po sprawie! No, nie zapominajmy tylko o jakiejkolwiek dawce sportu. Proste, prawda?



(Zdjęcie mojego autorstwa oraz piramida ze strony: http://zdrowe-wczasy.com.pl/skladniki-odzywcze/)

wtorek, 11 listopada 2014

Recenzja Marion, Joanna, Balea

Mam kilka kosmetyków do polecenia i odrzucenia. W tym wpisie zaprezentuję krótko m. in. trzy kosmetyki z firmy MARION.
Najpierw jednak napiszę coś o moim typie włosów, abyś wiedziała, czy faktycznie i dla Ciebie spodobają się owe kosmetyki.

Moje włosy nie są nadzwyczaj gęste i zdrowe – więc prostuję je okazyjnie, mimo, że mam fryzjerską dobą prostownicę. Z używaniem suszarki też muszę uważać.
Ale nie jest tak źle ;) Gdy robię koleżankom fryzury, to powstają niektórym malutkie koki bądź cienkie warkoczyki – więc porównując ich gęstość włosów z moją mogę otwarcie uznać, że mam w miarę gęste, aczkolwiek cienkie włosy. No i muszę dodać, że przez 5 lat były farbowane niestety po całej długości włosa... Temu zawdzięczam głównie ich zniszczenie ;/

Po tylu latach już wiem, że nie wszystkie kosmetyki lubią się z moimi włosami. Chociażby ten szampon.

Joanna Naturia z biosiarką i bursztynem
     
       



Joanna Naturia do włosów przetłuszczających się i ze skłonnością do łupieżu.
Do zakupu przekonał mnie bursztyn oraz to, że nadaje się do włosów przetłuszczających.

Rezultat stosowania?
-Dokładnie oczyszczona skóra głowy oraz włosy – prawda.
-Włosy zdrowe, zadbane – na moich efekt odwrotny. Wydają się być bardziej przesuszone niż przed użyciem! Ale domyślam się, że ten zakładany przez firmę efekt osiągnąć mogą kobiety, które rzadko bądź wcale nie farbowały włosów.
-Mniej się przetłuszczają, bla bla bla! Znowu wręcz odwrotnie :(

Ten szampon słabo się pieni podczas mycia moich włosów. Co gorsza, nawet po obfitym płukaniu włosy moje są jakby zmęczone – oklapnięte i następnego dnia wydają się już przetłuszczone. Jeśli myję nim włosy w poniedziałek rano, to już we wtorek są one nieświeże.
No i to, co już pisałam – po zetknięciu się z tym szamponem moje włosy są okrutnie suche już w czasie mycia! Nieprzyjemne w dotyku i poplątane...
Tego szamponu nie kupię więcej. Teraz myją nim włosy moi goście, którzy akurat na niego nie narzekają.


Ale za to te kosmetyki służą moim włosom i to bardzo dobrze!




Dziś będzie głównie o Marion. Tę firmę spotkałam dopiero w ubiegłym roku. Wcześniej kupowałam inne produkty innych marek, ale do żadnej nie mogłam się przyzwyczaić. Marion jest odpowiedni do moich włosów. I tani.

1 – to kuracja z olejkiem arganowym. Ja nazywam to po prostu jedwab. Razem z olejkiem z Balea są idealne do włosów suchych i zniszczonych. Oczywiście, że nie stosuję ich razem ;) Raz jeden, raz drugi.
Oba produkty mają niesamowicie ładny zapach. Moje włosy nie lubią wszystkich jedwabi czy innych natłuszczających cudów. Trzeba też stosować je z umiarem, w przeciwnym razie powstanie efekt mokrych, a co gorsza tłustych włosów.

Marion: wygładza włosy, zapobiega puszeniu się, nadaje miękkość i wzmacnia włos. 
Rościeram w dłoniach 2 krople cudownej złotej mikstury i chwytam delikatnie końcówki włosów (od połowy długości włosów do końca). Najlepiej mi się go używa na lekko wilgotne włosy.
Balea: stosuję najchętniej po prostowaniu włosów. Sprawia, że nie puszą się, są nawilżone (zawiera olej arganowy i słonecznikowy) i "weiches und gechmeidiges Haar" czyli włos miękki, gładki, elastyczny :)


2 – Ultrealekka odżywka z olejkiem arganowym
Właściwości ma podobne co produkty wyżej opisane, również bez spłukiwania. Jest dwufazowa, więc należy ją wstrząsnąć i rozpylić na suche, mokre lub wilgotne włosy :) 
Zapach – piękny. Nie obciąża moich włosów, nadaje połysku i sprężystości.



3 – to jest Marion, płyn prostujący

Jestem z niego bardzo zadowolona! Należy rozpylić go na mokre włosy i .... i to wszystko :) 
Ja osiągam zadowalający efekt prostych włosów zwyczajnie susząc je suszarką. Ale gdy faktycznie suszę używając szczotki, to włosy są prościuteńkie jak po prostownicy!


Na instrukcji jest też napisane, aby spryskać nim włosy a następnie użyć prostownicy. LECZ nie powinno się prostować mokrych włosów, także nie będę akurat tej metody próbowała. (Niedawno byłam zmuszona do wyprostowania jeszcze lekko mokrych włosów, bo spieszyłam się do wyjścia i spaliłam je w ten sposób...)
Podpowiadam, że możnaby poczekać, aż po spryskaniu spray'em włosy same wyschną – ale ja nie lubię czekać i pozostaję przy swoich metodach.

Reasumując: wilgotne włosy spryskać, podsuszyć używając szczotki i ewentualnie dla lepszego efektu wyprostować kilka pasm włosów.
Jeśli używasz prostownicy codziennie warto jest czasem dać włosom odpocząć. Dlatego polecam gorąco powyższy produkt J







Jeśli nudzą Ci się kosmetyki i chcesz coś nowego, jeśli nie chcesz wydawać za dużo kasy bądź chcesz odżywić swoje włosy – to powyżej zamieszczone na zdjęciu produkty firmy Marion są idealne ;) spray prostujący kosztował mnie niecałe 6-7zł, a jest wydajny. Kupiłam go w te wakacje w promocji, normalnie kosztuje około 9 zł.
Mała kuracja z olejkiem jest świetna, jeśli masz problem  z rozczesaniem włosów po myciu, jeśli masz suche końcówki, a do fryzjera jeszcze Ci się nie spieszy.
Do fanek kosmetyków w spray'u pewnie najbardziej przemawia produkt nr 2. Również kosztował mniej niż 9 zł, a zawiera aż 120 ml i jest wydajny.

Wszystkie kupię ponownie. Tanie, dobre, pachnące i sprawdzone!


(Powyższe zdjęcia są mojego autorstwa)

wtorek, 4 listopada 2014

Właściciele

Mój Właściciel jest po prostu boski! Żeby nie było – mam na myśli właściciela stancji, na której obecnie mieszkam.

Dzisiejszy wieczór. 22 godzina.
Po kąpieli nałożyłam szlafrok. Na plecach rozłożyłam ręcznik, aby moje włosy swobodnie schły.
Wreszcie mam trochę wolnego czasu, więc mogę przygotować się do kolokwium – pomyślałam. Więc siadam do biurka, zakreślaczem koloruję ważne słówka.
Naturalne, że podczas "nauki" chce się robić sto innych rzeczy, więc naszła mnie ochota na pomalowanie paznokci.

Maluję lakierem już drugą warstwę. Zadowolona – bo jak rzadko bywa – tym razem nie zachciało mi się iść do toalety w trakcie malowania paznokci ;)
I nagle słyszę, że nasz Właściciel chodzi po stancji i zbiera pieniążki za listopad.

Właśnie teraz?
Teraz, gdy makijaż rozmazany, włosy potargane, mokre w nieładzie, a ja sama przyodziana w jakieś przykrótkie, kolorowe nie od kompletu pidżamy? I z niezaschniętym lakierem na paznokciach...

No tak, teraz.

No ok, otwieram. Cóż innego mi pozostaje, skoro stojący na korytarzu widzi przez szparę pod drzwiami, że w moim pokoju jest zapalone światło.
Dobra otwieram te drzwi, a On tak jak to zazwyczaj – stoi tak cwaniacko oparty o ścianę, jakby kogoś bajerował :P hihi
Uwielbiam jego styl. Jego przeluzacki styl życia. Taki bez wniku, co ma być to będzie.
Pan W. to taki Pan po 40, zawsze miły, można z nim pogadać i o codzienności, o studiach, i o biznesach. Zna się na wszystkim.




Mój poprzedni Właściciel był sknerusem i chamem. Dziwny człowiek. :o przyjeżdżał non stop na stancję i pod wymyślonym pretekstem (np. reperowania kranu, pralki, sprawdzania czystości stancji) spędzał pod naszymi drzwiami swój czas i podsłuchiwał. Gdy ktoś wychodził z pokoju na korytarzyk, traktował nas jakbyśmy coś złego zrobili i pytał: co się dzieje? A co Pani tam robi? Dziwne rzeczy.
Do dziś źle wspominam każde spotkanie z nim.
Bywał nawet o godzinie 23 i naprawiał pralkę. Wtedy to zazwyczaj każda z nas się kąpała i szła takim długim korytarzem do pokoiku, a on zamiast zająć się pralką, to gapił się. Fuuu, obleśne to jest, ale tak z tym człowiekiem musiałyśmy żyć!
Aż nerw szarpie! Nawet kaucji mi całej nie oddał. Frajerski typ.

Ale to już przeszłość. Gdy już nie wytrzymywałam to po prostu się przeprowadziłam.
Dziś jedynym minusem mojego obecnego Właściciela stancji jest to, że uwielbia przychodzić po 22 po kasę. Przede wszystkim wtedy jest to uciążliwe, gdy ma się gości, jest impreza albo po prostu jest się wysmarowanym jakimiś maseczkami lub po gdy jest się kąpieli. No, nieraz był i o 24 :D trochę bywa to niezręczne. Ale jemu, takiemu przemiłemu i dobremu człowiekowi, takie wizyty wręcz należy wybaczać! :)
W ogóle, co to za minus. Wymyśliłam se. Zapracowany człowiek, więc przychodzi późno.
 Koniec tematu, kropka!

Wracam do malowania paznokci. I do nauki...

(Źródło zdjęcia: http://www.filmus.pl/info/8013/stoker---recenzja)