piątek, 20 lutego 2015

Nie porównujmy, nie krytykujmy

Jakiś czas temu rozmawiałam z koleżanką, która kiedyś strasznie krytykowała ludzi. Ani nie pomagało jej to w życiu, ani nie zbliżało to jej do innych. Wręcz odwrotnie – człowiek woli przebywać tam, gdzie mu dobrze, a nie tam, gdzie na każdym kroku słyszy krytykę na swój temat. Opowiadała mi ona, że po spowiedzi doszła do wniosku, że czas na zmiany. Zmiany na dobre. Zaczęła modlić się o pokorę. W rozmowach, w których to zazwyczaj już z 5 razy odniosłaby się z grymasem czy pogardą, starała się nad sobą panować i swoje myśli jakoś ubrać i wypowiedzieć w delikatniejszy sposób. Dziś nie mogę uwierzyć, że ta dziewczyna może kogokolwiek skrytykować! Oaza spokoju. Taka blondyna o dużych spokojnych oczach, z cichym, przyjemnym głosem. Znam ją już jakiś czas i widzę, że jest zdecydowana, ma swoje zdanie, jest miła, ale potrafi powiedzieć to, co myśli. Lecz na poziomie. Nie obrażając.

Zdradziła mi, że o wiele łatwiej jej się teraz żyje. Po pierwszym spotkaniu z jakimś człowiekiem nie zapamiętuje ona teraz samych negatywów i dzięki temu jest jej łatwiej nawiązać kontakt. Wcześniej zdarzało jej się po pierwszym spotkaniu od razu tak ocenić człowieka, że nie chciała już go znać albo miała olewaczy stosunek do niego. Z tym problemem również i ja się borykałam i o tym pisałam tutaj, więc już nie rozwijam ponownie tego tematu. 

Dziś chciałabym zauważyć, że mi również łatwo przychodzi krytyka. Przychodziła, bo już jakiś czas staram się kontrolować. Co innego krytyka konstruktywna, która ma pomóc być lepszym – tej nigdy nie za wiele ;)

Każdy coś potrafi. Coś, czego np. ja nie umiem. I wiem, że skoro Jolka pięknie śpiewa, to nie możecie mnie do niej porównywać i oczekiwać, że również będę tak cudnie brzmieć. Logiczne. Jeśli Krzysiek potrafi gotować, to rzadko bywa, aby znał się na motoryzacji. Zaś Jan jest złotą rączką i naprawi wszystko, lecz może nie ma zdolności pisania i nie pomoże synkowi w napisaniu wypracowania z polskiego. Nie ma co wyzywać go od tumanów, lecz trzeba zrozumieć, że ortografia to nie jego broszka :P Lepiej dla synka, aby pomagał mu ktoś inny :P ;)

Ale serio mówiąc, to często zapominamy o tak prostych rzeczach. Łatwo jest wymagać od innych. Albo mówić, że „tamten to potrafi sam naprawić auto, a Ty ciągle marnujesz kasę na mechanika!” i w oczach dzieci znieważyć autorytet ojca. Albo „a ona sama potrafi sobie sformatować komputer i do tego świetnie gotuje”. Często to się słyszy... Żeby to było tylko zdanie... Wypominanie nieumiejętności. Do tego dochodzą emocje, rozczarowanie, poniżenie i może inne, gorsze rzeczy.

Co mam na celu?
Po pierwsze: Nie porównujmy się do innych. Ani nie porównujmy swojego chłopaka do innych chłopaków. Okej, może Zdzisiek jest specem od komputerów i Internetu, ale za to w ogóle nie potrafi gotować. I co? Cieszysz się, ze Twój chłopak smaży Ci pyszne kotlety? Jasne, że tak, ale czy mu to równie często powtarzasz, co coś wypominasz? Czy w ogóle on wie, że uważasz, że dobrze gotuje? Niestety, ale tu przykładem będzie świecić Marceli, który poszedł na gastronomię i spełnia przeróżne smaczne zachcianki swojej dziewczyny. 

Tak. Wynajdujemy w otoczeniu „speców” w pewnych dziedzinach i właśnie do nich porównujemy swoich partnerów, krytykując przy tym ich nieumiejętność w pewnych dziedzinach.
Jakbyś Ty się czuła, gdyby od Ciebie ciągle oczekiwano, żebyś robiła coś, czego nie potrafisz? 

Zrozumiejmy to w końcu i przestańmy od innych tak wiele wymagać. Tak bezmyślna krytyka i wypominanie, ze ktoś czego nie potrafi, do niczego dobrego nie prowadzi. Kłótnie, niezadowolenie, zażenowanie, może ucieczka w alkoholizm? – a nie o to nam chodzi. Zauważmy dobre cechy i talenty danej osoby. I wiedzmy, że w tej dziedzinie jest ona dobra, wiec tylko w tym możemy mieć jakieś oczekiwania (jeśli w ogóle możemy. Możemy na pewno mądrze motywować ;) ;) ;) ). Ale nie róbmy z kogoś jakiejś superistoty, która powinna potrafić wszystko i powstrzymujmy własne pretensje.

środa, 18 lutego 2015

Czy już tego nie lubię?

Patrząc codziennie w lustro nie dostrzegamy zmian. Dopiero po jakimś czasie można coś zauważyć. Z powodu braku czasu przestałam robić różne rzeczy, ale w zamian za to zainteresowałam się innymi. Jednak powrót do tych wcześniejszych zajęć może wiązać się z powstaniem pytania: czy ja nadal lubię to robić?


Niedawno natknęłam się na COŚ, co kiedyś lubiłam. Lubiłam? Może to za dużo powiedziane – po prostu na tym m. in. polegało spędzanie czasu z kumplami chłopaka. Byłam w liceum i oglądałam z nimi różne kanały na YouTube. Jeden z kanałów był szczególnie przez nich ulubionym. Zawsze była kupa śmiechu. To z dobrych tekstów, to z komizmu, to z nietuzinkowych porad, to z tzw. sucharów. Ale zawsze TO oglądaliśmy. Już minęły 4 lata od momentu, gdy ostatni raz oglądałam z nimi te filmiki.

W ubiegłym miesiącu odwiedziliśmy grupą znajomego. W pewnej chwili włączono właśnie ten sam kanał. Ktoś chciał pokazać jakiś śmieszny tekst. I co w tym dziwnego? A to, że jestem już nieco poważniejsza niż wtedy, zmieniły mi się przynajmniej odrobinę i gust i charakter, więc uważałam to za nieśmieszne, niezbyt fajne, pewne dialogi i zachowania wręcz głupie, (bo NIEKTÓRE odcinki rzeczywiście takie są :P ). Alee pewne fragmenty znałam już na pamięć i kiedy akurat usłyszałam konkretne teksty to zawijałam się ze śmiechu. Nie wiem, czy mnie one rzeczywiście teraz rozbawiły, czy bardziej to był efekt wyuczony, że te dawne dobre teksty mnie kiedyś bawiły, więc się śmiałam.

Cóż za dziwna sytuacja, gdy spotykamy się z czymś z przeszłości, kiedy miało się inny gust, smak, inne priorytety... Gdy otaczaliśmy się innym towarzystwem i mieliśmy inne cele. Dzięki takiemu banalnemu przykładowi widzę, jak bardzo się zmieniłam. Wiadomo, że mając 18 lat nie byłam już super dorosła i dojrzała i było oczywiste, że pewne cechy zostaną, a inne się zmienią. Ale właśnie dzięki takim "powrotom do przeszłości" widzę to wszystko.

Ty  też masz takie odczucia, że się zmieniasz? Zauważasz to?
Ja czasem porównuję, jakbym kiedyś zareagowała na pewne komentarze i zachowania znajomych, a jak teraz. Czasami widzę, że coś już mnie nie kręci, że mi się nie podoba, ale sentyment do tych rzeczy bądź miłe wspomnienie pozostaje.
Czemu tym razem to jest taki wyjątkowy przypadek? Bo ciężko mi było się "zachować po swojemu".

Z jednej strony aż się śmiać chciało, a z drugiej gardziłam tym i czułam, że do obecnej JA te filmiki nie pasują. Niby pamiętam ile to w czasach licealnych przynosiło wszystkim radości i faktycznie, pewne fragmenty są dobrze zrobione i mnie wciąż bawią. 

([Trzyma listy od czytelników] Pisanie listów to pedalskie zajęcie. A z pedałami nie gadam. [Gniecie listy i wyrzuca] Ale kilku z was zapytało mnie o to w barze przy wódzie. Wam odpowiem.] – ot, taki przykład.)
Ale jest też druga strona – gdybym takie coś teraz pierwszy raz w życiu zobaczyła na oczy, to nie wiem, czy by mi się to w ogóle spodobało. Koleżanka siedząca z nami widziała to pierwszy raz i w ogóle się nie śmiała. Sądzę, że zachowałabym się podobnie. 


Pisałam o TYM kanale (czyli anonimowo), abyś mogła sobie podstawić w to miejsce swój filmik, który oglądałaś kiedyś, do którego już raczej nie wracasz (ewentualnie każdą inną rzecz). 

TEN kanał nie jest tajemnicą ;) To Poradnik Prawdziwego Mężczyzny i przykładowe zdanie przytoczyłam z odcinka: https://www.youtube.com/watch?v=7p9cMqd_Qp8