No cóż, moje najpiękniejsze święta nie będą na pewno w 2014 roku.
Święta to nie tylko to, co będziemy przeżywać przez kilka najbliższych dni. Moim zdaniem to też przygotowania, spędzony wspólnie czas, panująca atmosfera, nasze nastawienie, wiara - to
wszystko razem tworzy nastrój świąt. I Wielkanoc i Boże Narodzenie to dla mnie piękny
czas. Lecz nie mogę go przeżyć tak pięknie, jakbym chciała. Teraz spodziewałam się, że chociaż w tym roku będziemy wspólnie robić porządki, wyczekiwałam wspólnego pieczenia, gotowania i wyrabiania ciasteczek przy słuchaniu kolęd i tych radiowych świątecznych nutek. Jednak nie wyszło.
Każdy z nas miał jakąś wizję na tegoroczne przygotowania. Prawdopodobnie lepszą niż w ubiegłym roku. W końcu tyle się słyszy od znajomych, z telewizji czy radia o pięknych świętach i tej radosnej atmosferze w salonie pełnym wielopokoleniowej rodzinny. Ale nie każdy ma taką cudowną atmosferę - mimo, że wieczorem przy wigilijnym stole życzymy wszystkiego najlepszego, jeszcze dzień wcześniej kłócimy się o cenę i tak już kupionych ziemniaków czy odpowiednie miejsce widełek do miksera. Mimo naszych planów na wspólne przygotowania, naszych najszczerszych (mam nadzieję) chęci, każdy działa coś osobno. W smutku.
Atmosferę tworzą ludzie. Przez pierwsze dni gdy jestem w domu dbam o relacje rodziców, rozmawiam, staram się ich godzić. Tłumaczę ich zachowanie i jakoś jest. Robimy coś razem, rozmawiamy, pies biega żwawo po domu i podchodzi merdając ogonem. Ale po kilku dniach tutaj już mnie samą ponosi i już sama nie mam ochoty na nic. Nic tworzyć, nic budować. Żadnej atmosfery, żadnej potrawy czy obiadu na pierwszy dzień świąt. Trudno ciągle pobłażać kłócącym się rodzicom. Cierpliwość każdego kiedyś się kończy. Szkoda tylko Dżeka, bo on to bardzo przeżywa. No ale jak rozmawiać z kimś, gdy się naprawdę już nie ma ochoty? Jak, skoro wpadam w złość, gdy tylko przypominam ostatnio usłyszane Mamy słowa? I czepianie się Taty? Wolę milczeć, niż znowu wdać się w bezsensowną kłótnię.
Boże Narodzenie - wierzę, że z każdym rokiem więcej jest Boga podczas naszych świąt. Bo jest coraz lepiej. Bóg się rodzi, ale powoli. Chyba dopiero wtedy, gdy założę swoją rodzinę, będę mogła przeżyć Wigilię i całe święta tak, jak to sobie wymarzyłam. Pewnie pojawi się i tak jakiś stres, bo nic nie jest idealne, ale to ja będę przygotowywać wszystko z moją rodziną, a rodziców zaproszę tylko na ten wyjątkowy wieczór. To będą rodzinne święta. To ja zrobię zakupy, więc moi rodzice nie znajdą powodu do kłótni o cenę czy ilość. To u mnie w mieszkaniu one będą, więc jako goście nie będą raczej tak chętnie się kłócić. Mam nadzieję. Póki co muszę się wysilić jeszcze raz i jeszcze raz spróbować coś skleić. Złość mi już mija, to dobrze, bo gościła u mnie aż cały dzień. Może już jutro będzie dobrze?
A jak wyglądają Wasze przygotowania na święta? Jak z obrazka - wszystko robicie wspólnie z uśmiechniętymi buźkami? :) Bardzo tego Wam i sobie życzę! Mam nadzieję, że pichcenie macie już za sobą :) i że wszystko wszystko już jest gotowe :)
PS: Mogę tylko dodać, że upiekłam dobre ciasteczka :) W Kauflandzie kupiłam foremkę w kształcie reniferka, więc mam chociaż mały element moich wymarzonych świąt. I jestem pozytywnie nastawiona, więc będzie dobrze :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz