sobota, 25 października 2014

3 niedobre syndromy

W ubiegłą sobotę miałam zaszczyt uczestniczyć w wykładzie "Logika płci". Na początku nie mogłam sobie samej uwierzyć, że w wolny dzień idę na WYKŁAD. Nie dość, że zaczęły się niedawno studia, a  po wakacjach ciężko jest wrócić do takiego "uczącego się, szkolnego" trybu życia, to ja jeszcze w weekendy funduje sobie naukę.
Ale wytłumaczenie było proste – to był wykład psychologiczny, a na takie wykłady uczęszczam chętnie.

Dziś napiszę o kilku problemach, jakie mogą mieć kobiety z mężczyznami. To są 3 syndromy, które pewnie zna każda kobieta z doświadczenia. Od dziś już będziesz potrafiła nazywać dane sytuacje po imieniu :)

3 syndromy typowe dla faceta

1. Syndrom ślimaka

O tak! Chyba jest to ta nieświadoma, acz "ulubiona" czynność mężczyzn :) Niekoniecznie ich żon.

Prosty do rozpoznania syndrom. Jeśli znajdujesz na podłodze sweter, metr dalej leżą spodnie, w przejściu z korytarza do pokoju rzucona jest koszula, potem skarpetki i .... i te rozrzucone ubrania tworzą jakby magiczną ścieżkę prowadzącą do sypialni, to znaczy, że dany osobnik cierpi na ten syndrom. 
On nie potrafi po prostu wejść do pokoju i tam się rozebrać. Nie. Ale może się tego nauczyć, spokojnie! :)

2. Syndrom gniazdka

Tu również chodzi o ubrania. Zazwyczaj.
Wyobraź sobie, że gdzieś wychodzisz. Śpieszysz się. Wyciągasz jakieś ubranie z szafy, przymierzasz, ale nie odpowiada Ci, więc wskakujesz w drugie i cokolwiek, co jest na tę chwilę niepotrzebne, a znajdziesz pod ręką, rzucasz w jedno miejsce. W ten sposób tworzy się "kupka" różnych rzeczy, tak zwane gniazdko. 
W przypadku mężczyzn syndrom gniazdka nie zawsze tworzy się z powodu braku czasu, lecz z przyzwyczajenia. 
Dziś leżą tak ubrania, więc i jutro nic im się nie stanie. A pojutrze –  stają się one elementem pomieszczenia i absolutnie (niektórym mężczyznom) im nie przeszkadzają w codziennym funkcjonowaniu.

3. Cuda codzienności

Bardzo niewdzięczny syndrom. Bardzo.
Opowiadał o nim sam "chory". Mówił: przychodzę z pracy, siadam wygodnie fotelu i po chwili zauważam, że pojawia się obok mnie na stoliku gorący, pyszny obiad. Cud! Sam, po prostu stworzył się sam! Więc zjadam go, po czym wracam do oglądania telewizji. Po jakimś czasie zdarza się kolejny cud  brudne talerze po obiedzie znikają! 
Wcale mu to nie przeszkadzało. Ba, było wygodne!


Koniec z definicjami.
Wiadomo, prowadzący wykład ironizował. Ale dzięki temu doskonale zrozumiałam cały ten system.

Pierwszego dnia na pewno był szczęśliwy i może nawet zdziwiony, że tak żona wspaniale go traktuje. Ale z czasem się przyzwyczaił do zaistniałej sytuacji (a raczej żona go tego nauczyła), a następnie wręcz oczekiwał takiego codziennego cudu.
Bo przecież było to coś normalnego, wpisanego w życie.
Łatwo się domyślić, że gdy nastąpiłby taki dzień, gdzie obiadu nie będzie, a który jest przecież nieodzownym elementem każdego dnia, to nastąpiłaby bez wahania czy mała kłótnia, czy jakaś niesmaczna uwaga. "Nie dość, że w pracy był wycisk, to jeszcze w domu wszystko muszę zrobić ja. Co ona robiła cały dzień itp."
Może tak się nie zdarzyć, ale jeśli?

Drogie Panie, czy na pewno tego chcecie?
Czy właśnie tędy droga?

***

Słuchać o takich sprawach było dość zabawnie. Prowadzący opowiadał pewne mądrości przed tłumem kobiet, był szarmancki, radosny. Śmiał się, że sam tak miał, mówił o swoich odczuciach i doświadczeniach.
Kobiety również się śmiały kiwając głową i mówiąc po cichu: znam to.

Ale to nie kabaret, to nasze życie.

Mam nadzieję, że każda z obecnych na wykładzie Pań faktycznie coś zrobiła, postanowiła. I że uskuteczniła to w swoim życiu.
Żyjemy w związku, by kochać, by mieć wsparcie. Szanujemy się, ufamy sobie.
Więc dlaczego jeśli jest coś nie tak, gdy jest Ci źle, jeśli czujesz się "sprzątaczką"  to tego nie wyrazisz?
Nie próbujesz zmienić?

Przecież nie jest tak, że jedni mężczyźni są tacy, a drudzy tacy być nie potrafią. NIE!
Po prostu jedni nie wiedzą, że mają aż tak wiele.

Sam Pan Prowadzący powiedział, że nie zauważał tego, jakie miał szczęście, gdy po pracy po prostu dostawał GOTOWY obiad! Nie zauważał w tym sensie, że nie rozumiał, nie doceniał.
Docenił po stracie.

Dlaczego tak jest, że człowiek docenia wtedy, gdy już coś straci?
Czy musi tak być?
Czy zawsze musi być właśnie taka kolejność?




(PS: Nie apeluję o wyjście z kuchni, a o rozważne postępowanie. Można partnera zaangażować w pewnie obowiązki i nauczyć, aby doceniał Twoje wysiłki. A przynajmniej aby je zauważał.) 

(Zdjęcie pochodzi z: http://wiadomosci.dziennik.pl/swiat/artykuly/424560,wyciek-radioaktywny-w-fukuszimie-skazona-woda.html)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz