Niby każdy chce dla siebie jak najlepiej. Niby
tak, a mimo to, wciąż dręczyłam samą siebie. Miałam ochotę z kimś o konkretnej
sprawie pogadać, bo aż mnie wierciło, takie to ważne, dziesiątki przemyśleń,
ale tego nie robiłam, bo z nią / z nim się przecież nie da o tym mówić..!
Kurczę! Co to za wytłumaczenie? Nie szukałam nigdzie rozwiązania, tkwiłam w
tym, a głód relacji rósł. Razem z nim zdenerwowanie na znajomych.
Ostatnio było u mnie źle. Miewałam pretensje do
ludzi o różne rzeczy. Denerwowałam się, że nasze rozmowy są jakieś płytkie, że
nie jestem wysłuchiwana, że nie mogę poruszać jakichkolwiek trudniejszych
tematów.
Najbardziej jednak mnie dobijało to, że gdyby
nie ja i moje chęci / zaangażowanie, to by np. do spotkania nie doszło.
Wkurzałam się niesamowicie oczekując od kogoś podobnego zapału, aktywności. W
mojej głowie rodziły się liczne pretensje, a w raz z nimi żal do tych ludzi.
Żal o bierność, o ich niezainteresowanie sprawą. Żal o ich sposób bycia.
Zachowywałam to dla siebie, choć w ubiegłym tygodniu nie wytrzymałam i kilku
osobom wypaliłam opryskliwie parę epitetów.
Ale dzisiaj od mądrego, starszego człowieka
usłyszałam takie słowa: otaczaj się wartościowymi ludźmi.
Wow. Nie miał pojęcia o mojej sytuacji, nie
żaliłam mu się. Ale najwidoczniej potrafił słuchać. Może wyczuł żal płynący z
moich zdań? Może. Mogę się tylko domyślać, skąd tak nagle wziął i wypowiedział
taką złotą radę.
Kim jest „wartościowy człowiek”? Te słowa mówią
same za siebie. Człowiek z pewnymi wartościami i przekonaniami, który nie
wstydzi się o nich mówić. Jest stały, a nie zmienny jak chorągiewka na wietrze.
Człowiek lojalny. Z takim człowiekiem u boku będę mogła porozmawiać o
uczuciach, przekonaniach, będzie on potrafił i wysłuchać i jeśli trzeba –
skomentować. Mam kilka takich lojalnych ludzi. Bardzo chętnie się z nimi
spotykam, lecz zdecydowanie ZA RZADKO. (Nie mówię, że reszta jest
nie-wartościowa. Absolutnie.)
Ok. Na imprezę mogę iść z jednymi ludźmi. Ale
czy oni też potrafią mnie słuchać? Czy ich interesuje choroba mojego ojca?
Sytuacja w domu? Moja przeszłość? Nie zawsze. Czasem nawet wydawało mi się, że
jakby „wyłączali słuch”, gdy musiałam przy nich odebrać konkretne telefony.
Zero pytań o moje czy ojca samopoczucie. Ale czy od razu mam myśleć, że są
„znajomymi do skreślenia”? Czasem tak myślałam. Ale gdybym miała przyjąć taką
zasadę, bym musiała niemal każdego skreślić, bo przecież ten nie słucha, ten
nie radzi, ten nie chce żyć, a tamten jest zbyt sztywny! W końcu – i ja bym tak
samo szybko mogła zostać skreślona przez innych.
Więc uczę się: nie będę wymagała od kogoś
czegoś, co go po prostu nie interesuje, czego on zwykle nie robi, bo ta osoba
taka nie jest. Nie ma ludzi idealnych. Nie z każdym mogę pogadać jednocześnie o
kosmetykach i o sporcie czy o Bogu i zainteresowaniach. A zresztą – na stu
znajomych nie trzeba wybierać tylko 4 i ograniczać się tylko i wyłącznie do
spotkań z nimi (co innego, jeśli ma się PRAWDZIWĄ PACZKĘ w akademiku jak w
starym serialu „Przyjaciele” albo „Jak poznałem waszą matkę”. Oni są naprawdę
przyjaciółmi. I poruszają w rozmowach wszystkie tematy i pomagają sobie i
akceptują swoje wady i jakoś z nimi sobie radzą.).
To jest proste – skoro tutaj Twój problem jest
trywialny, to idź i szukaj dalej. Szukaj miejsca, gdzie Ciebie wysłuchają. Gdzie
Twój problem będzie tak samo ważny i godny chwili uwagi, jak dla Ciebie samej.
Jeśli nie znajdujesz zrozumienia wśród koleżanki, nie skreślaj jej. Znajdź w
niej inne dobre cechy, pielęgnuj tę znajomość. Ale nie zapominaj o innych,
wartościowych osobach, które może nie imprezują z Tobą, na które może wcześniej
nie zwróciłaś uwagi, a czujesz, że dobrze Ci się z nimi rozmawiało, przebywało.
Wystarczy rozglądnąć się i spróbować odezwać się tym razem do kogoś innego,
niż zwykle to robisz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz